Skip to content
Logo BBE menu

Newsletter

Czym właściwie jest M&A?

Czas czytania: 8 min
Opublikowano:

…i dlaczego ma znaczenie dla każdego przedsiębiorcy!

Większość właścicieli firm myśli o swoim biznesie w kategoriach bardzo operacyjnych: sprzedaż, klienci, koszty, ludzie, podatki. M&A brzmi przy tym jak coś z zupełnie innego świata – nagłówki o międzynarodowych korporacjach, miliardowych transakcjach i giełdach daleko stąd.

A jednak gdzieś obok, całkiem po cichu, dzieją się transakcje, które wyglądają dużo bliżej Twojej rzeczywistości.

Rodzinna hurtownia budowlana, która po trzydziestu latach działania zostaje sprzedana większej grupie dystrybucyjnej. Mała firma IT, która dołącza do większego software house’u – za część gotówki i część udziałów. Sieć dwóch lokalnych gabinetów fizjoterapii, którą przejmuje prywatna sieć medyczna, zostawiając markę i zespół, ale dokładając marketing i systemy.

Na papierze to wszystko są transakcje M&A. W praktyce – to decyzje konkretnych właścicieli, bardzo podobnych do Ciebie, którzy w pewnym momencie postanowili: „albo zrobię krok dalej, albo mądrze wyjdę z biznesu”.

W tym tekście nie będziemy mówić o M&A jak o abstrakcyjnych konstrukcjach prawnych. Pokażę Ci raczej, jak myślenie w kategoriach „kupna i sprzedaży firm” może pomóc mikro, małym i średnim przedsiębiorstwom: rosnąć szybciej, lepiej zarządzać ryzykiem i przygotować się na dzień, w którym będziesz chciał coś zmienić.

1. Co to właściwie jest M&A – po ludzku?

M&A (Mergers & Acquisitions) to parasolowe określenie na sytuacje, w których zmienia się właściciel firmy, jej części albo konkretnego kawałka biznesu.

Czasem chodzi o klasyczną fuzję, kiedy dwie firmy łączą się w jedną strukturę. Czasem o przejęcie – jedna strona kupuje drugą, przejmując jej markę, ludzi, kontrakty i majątek. Niekiedy to „tylko” dołączenie inwestora mniejszościowego, który obejmuje np. 20–30% udziałów. Bywa też, że przedmiotem transakcji jest wycinek biznesu: linia produktowa, sklep internetowy, marka z całym brandem i społecznością, ale już bez hal produkcyjnych.

Na zewnątrz rzadko nazywa się to wprost. Zamiast „kupiliśmy tę firmę”, w komunikatach słyszysz raczej o „łączeniu sił”, „wejściu na wyższy etap rozwoju”, „budowaniu wspólnej wartości dla klientów”. Tymczasem w środku to bardzo konkretna układanka: ktoś coś kupuje, ktoś coś sprzedaje, obie strony mierzą pieniądze, ryzyko i szanse na przyszłość.

I teraz najważniejsze zdanie w tym artykule:
Twoja firma też jest takim aktywem.
Nawet jeśli dziś nie myślisz ani o sprzedaży, ani o przejęciach.

2. Dlaczego każdy przedsiębiorca powinien znać wartość swojej firmy?

Wycena firmy kojarzy się zwykle z momentami granicznymi: ktoś chce wyjść ze spółki, pojawia się kupujący, bank pyta o wartość zabezpieczenia, w rodzinie zaczyna się rozmowa o sukcesji. To wszystko ważne sytuacje, ale jeśli dopiero wtedy zaczynasz zastanawiać się, ile jest warte to, co zbudowałeś – jesteś już spóźniony.

Znajomość choćby przybliżonej wartości firmy to coś, co warto mieć „na półce” zawsze, tak jak badania krwi. Dzięki temu decyzje, które i tak podejmujesz, przestają być intuicyjne, a stają się bardziej inwestorskie.

Wyobraź sobie, że masz w głowie widełki: orientacyjnie wiesz, że Twój biznes jest warty, dajmy na to, trzy–cztery miliony. Od razu inaczej patrzysz na zakup maszyny za czterysta tysięcy, na zatrudnienie dyrektora sprzedaży z wysoką pensją czy wejście w nowy kanał dystrybucji. Zadajesz sobie inne pytanie niż dotąd: „czy to się zwróci?” zamieniasz na „czy to podniesie wartość firmy?”.

To samo dzieje się w relacjach z zewnętrznym światem. Gdy rozmawiasz z bankiem, inwestorem, potencjalnym partnerem, twarde liczby budują zaufanie. Nie chodzi o to, żeby mieć wycenę z grubego raportu doradcy za kilkanaście tysięcy, ale żeby móc spokojnie powiedzieć: „na podstawie naszych wyników, historii i tego, co dzieje się w branży, realnie widzę wartość w przedziale X–Y”.

Wartość firmy staje się też krytyczna, kiedy zmienia się coś wewnątrz: wspólnik chce wyjść, chcesz wpuścić do spółki menedżera z udziałami, dzielisz majątek przy rozwodzie albo układasz sprawy spadkowe. Gdy nie ma żadnego punktu odniesienia, rozmowa zamienia się w wojnę narracji. Gdy jest chociaż sensowna podstawa do wyceny – można się spierać o szczegóły, ale rozmawia się o faktach.

I jest jeszcze jeden scenariusz, o którym mało kto myśli: ten słynny „telefon życia”.
Kiedy większy gracz z branży dzwoni i mówi: „Zastanawialiście się kiedyś nad sprzedażą albo wejściem inwestora?” Jeśli nie masz żadnego pojęcia o wartości swojej firmy, taka rozmowa od początku jest asymetryczna. Jeśli masz – nawet przybliżone – widełki, jesteś w stanie prowadzić ją jak partner.

3. Dlaczego warto znać swoje słabe strony, ryzyka i przewagi?

Każda transakcja M&A zaczyna się od jednego pytania: „co ja właściwie kupuję?”
Odpowiedź na nie nie brzmi: „spółkę z o.o. X” ani „jednoosobową działalność Y”, tylko: konkretny model biznesowy, z konkretnymi ryzykami i przewagami.

Kupujący, zanim wyłoży pieniądze, robi tzw. due diligence – przegląd firmy pod kątem finansów, prawa, podatków, operacji, zespołu. Wszystko po to, żeby zrozumieć, gdzie są mocne strony, a gdzie słabe. Ty możesz (i powinieneś) zrobić to samo, tylko dużo wcześniej i na własnych zasadach.

Z perspektywy właściciela małej czy średniej firmy nie chodzi o stworzenie grubego raportu, ale o szczerą odpowiedź na kilka niewygodnych pytań.
Czy kluczowi klienci są związani z firmą, czy raczej z Twoją osobą? Co by się stało z przychodami, gdybyś na trzy miesiące zniknął z operacyjnego życia? Jakie umowy są tylko „na maila” albo „na gębę”? Czy ktoś w firmie, poza Tobą, rozumie całą układankę od A do Z?

Taka samoanaliza zdejmuje iluzję, ale daje coś cenniejszego – mapę ryzyka. Widząc ją, możesz świadomie podjąć decyzję, co łatasz w pierwszej kolejności. Czasem będzie to unormowanie umów z kluczowymi pracownikami, czasem uporządkowanie rozliczeń z kontrahentami, czasem zmniejszenie zależności od jednego dostawcy.

Z drugiej strony, równie ważne jest nazwane po imieniu przewag.
Może masz markę, która w Twojej niszy budzi ogromne zaufanie. Może Twoją siłą jest społeczność klientów, którzy kupują regularnie i polecają Cię innym. Może wypracowałeś know-how, które pozwala robić coś szybciej, taniej albo po prostu lepiej niż reszta rynku. To są elementy, za które w transakcjach M&A płaci się realne pieniądze – czasem bardziej niż za maszyny czy magazyn.

Znajomość własnych słabości i przewag działa więc jak podwójna dźwignia: dziś prowadzi Cię do lepszego zarządzania, jutro – do wyższej wyceny i sensowniejszych warunków rozmowy, jeśli pojawi się kupujący lub inwestor.

4. M&A w mikro skali – jak „małe” firmy kupują inne biznesy

Kiedy mówimy „M&A”, w głowie od razu pojawiają się wielkie logotypy. Tymczasem ogromna część transakcji odbywa się w skali, w której działają zwykłe rodzinne firmy, lokalne sieci czy małe e-commerce’y.

Nie musi to wcale wyglądać spektakularnie.
Czasem właściciel konkurencyjnego sklepu z Twojego miasta po prostu dochodzi do momentu, w którym ma dość bieżączki, nie ma komu przekazać firmy i zaczyna nieformalnie rozglądać się za wyjściem. Ty zyskujesz okazję, żeby przejąć gotowy biznes: klientów, lokal, ludzi, telefony, całe „know-how” regionu. Na pierwszy rzut oka to „tylko” zakup sąsiedniej firmy. W języku M&A – akwizycja, która może podwoić Twoją sprzedaż.

Innym razem pojawia się ogłoszenie sprzedaży sklepu internetowego, który działa w podobnej do Twojej kategorii. Ktoś przez kilka lat żmudnie budował listingi, SEO, opinie klientów, a teraz z różnych powodów chce wyjść. Zamiast tworzyć nowy projekt od zera, możesz go kupić, zintegrować z własną logistyką i ofertą – i w kilka miesięcy być tam, gdzie organicznie doszedłbyś po kilku latach.

Jeszcze inny wariant to zakup samej marki albo domeny. Firma, która ją stworzyła, nie poradziła sobie operacyjnie, ale nazwa wciąż „siedzi” w głowach klientów. Taki brand podpięty pod lepiej zarządzany biznes potrafi odżyć, a dla kupującego jest skrótem drogi: zamiast wydawać setki tysięcy na budowanie świadomości od zera, płaci za coś, co już istnieje.

W mikro skali M&A może też dotyczyć ludzi. Niewielkie studio graficzne czy mały software house niekoniecznie chcą dalej działać jako osobne byty – wolą dołączyć do większej struktury, w zamian za stabilność i jasną ścieżkę rozwoju. Z Twojej perspektywy to przejęcie całego, zgranego zespołu, które trudno byłoby odtworzyć rekrutacjami.

Wspólny mianownik tych wszystkich sytuacji jest jeden: masz wybór, czy rosnąć tylko organicznie – krok po kroku – czy czasem zrobić skok poprzez przejęcie gotowego kawałka biznesu. I nie trzeba być koncernem, żeby z takiej dźwigni korzystać.

5. Po co śledzić rynek transakcji w swojej branży?

Tak jak patrzysz na ceny surowców, ruchy konkurencji czy zmiany w przepisach, tak samo warto patrzeć na to, kto kogo kupuje. To najbardziej niedoceniane źródło wiedzy o tym, dokąd zmierza Twoja branża.

Kiedy widzisz, że hurtownie zaczynają przejmować małe lokalne sklepy detaliczne, to sygnał, że chcą być bliżej klienta końcowego. Gdy duzi producenci wykupują marki direct-to-consumer, widać, że zależy im na bezpośredniej relacji z kupującym i na danych. Jeśli sieć medyczna wchłania kolejne małe gabinety, można się domyślać, że za chwilę standardem staną się większe, zintegrowane placówki, a samotny gracz będzie miał coraz trudniej.

Nawet jeśli kwoty transakcji nie są publiczne, często da się złapać proporcje: jaka to była skala biznesu, jak bardzo rozpoznawalna była marka, jaki model działania przekonał kupującego. Z czasem budujesz w głowie coś w rodzaju „mapy wycen”: orientujesz się, za co rynek jest gotów płacić więcej, a co traktuje jedynie jako dodatek.

Śledzenie transakcji ma też bardzo praktyczny wymiar.
Pozwala z wyprzedzeniem rozpoznać potencjalnych kupujących Twojej firmy: może to być konkurent, ale równie dobrze dystrybutor, największy klient, zagraniczny partner, który wchodzi do Polski poprzez przejęcia. Gdy wiesz, jakiego typu firmy już coś kupiły, łatwiej Ci zaplanować, jak powinien wyglądać Twój biznes, żeby wpasować się w ich strategię – jeśli kiedyś zechcesz z nimi usiąść do stołu.

Jest jeszcze jeden, często pomijany, bonus: uczysz się na cudzych błędach. Nie każde połączenie firm kończy się sukcesem. Czasem po roku czy dwóch widać, że integracja nie powiodła się – odchodzą kluczowi ludzie, marka słabnie, klienci narzekają. Analizując takie historie, możesz zobaczyć, co poszło nie tak: kulturę organizacyjną, sposób komunikacji zmian, tempo narzucania procedur. To cenna lekcja na przyszłość, jeśli kiedyś to Twoja firma znajdzie się po jednej lub drugiej stronie transakcji.

Kilka słów na koniec…
Jeśli miałbym sprowadzić cały ten tekst do jednej myśli, brzmiałaby tak: zacznij patrzeć na swoją firmę jak na aktywo, które może być nie tylko Twoją pracą, ale też konkretną „spółką o wartości X”. M&A to po prostu język, w którym rozmawia dzisiaj biznes – niezależnie od skali. Nie musisz od razu sprzedawać firmy ani kupować konkurenta. Wystarczy, że policzysz swój biznes, nazwiesz swoje przewagi, zaczniesz obserwować, kto kogo kupuje w Twojej branży. Cała reszta – decyzja, czy kiedyś chcesz z tej dźwigni skorzystać – będzie już świadomym wyborem, a nie przypadkiem, po którym następuje działanie w pośpiechu.

Zapisz się do naszego newslettera i dołącz do społeczności Biznes Bazar.

Już wkrótce zaprosimy Cię do naszej platformy, gdzie oprócz wiedzy w ramach Biznes Bazar Edu - znajdziesz także rozwiązania idealnie dopasowane do Twoich biznesowych potrzeb. Dołącz do listy oczekujących aby otrzymać powiadomienie.